MENU

Szybkie linki

Zawierzenia Liturgia Godzin Czytania na dziś Biblia Tysiąclecia Biblia Audio Kaplica Cudownego Obrazu Jasna Góra

Świadectwa

Zaczęło się od Zawierzenia…

19 grudnia, 2016

MATEUSZ: Choć nasze wspólne przygotowanie do małżeństwa trwało tylko dziewięć miesięcy, myślę, że można ten okres  rozszerzyć na większą część mojego świadomego życia. To przygotowywanie rozpoczęło się już w domu rodzinnym. Odkąd pamiętam, zawsze chciałem założyć rodzinę i mieć dzieci. Duży wpływ na to miał na pewno przykład rodziców.

Mimo, że chęci do zakładania rodziny miałem, to był pewien problem. Przez bardzo długi czas, patrząc z mojej perspektywy, nie mogłem znaleźć odpowiedniej kandydatki na żonę. U progu 2014 roku powiedziałem sobie: studia skończyłem, pracę mam dobrą, czas na serio znaleźć żonę. Niestety, mijały kolejne miesiące i dalej brak było „postępów”. W połowie roku pojechałem na rekolekcje Ruchu Czystych Serc do Gródka nad Dunajcem. Po cichu liczyłem, że tam spotkam miłość swojego życia. Nic z tego – Pan Bóg zawsze ma lepsze plany od naszych. Tam żony nie spotkałem; spotkałem ją… dzień po rekolekcjach, 15 sierpnia, po powrocie do Torunia. Początkowo raczej nie zapowiadało się, że to właśnie Olga będzie tą Jedyną. Oczy były „niejako na uwięzi” i nie dostrzegałem oczywistych teraz dla mnie znaków. Wszystko toczyło się strasznie ślamazarnie, aż nagle Olga zaproponowała mi wyjazd do Częstochowy w pierwszą sobotę listopada, by zawierzyć się Niepokalanemu Sercu Maryi Królowej Polski. Zgodziłem się, ponieważ wydało mi się to czymś dobrym. Już wcześniej miałem taką zasadę, że jak ktoś zaprasza mnie do czegoś dobrego, to bez ważnego powodu staram się nie odmawiać.

Zawierzyliśmy się Maryi, wtedy jeszcze jako dość obcy sobie ludzie. Ale od tego momentu nasza relacja zaczęła się rozwijać. Zaczęliśmy rozmawiać, chodzić razem na kurs tańca, umawiać na randki. Były wspólne wyjazdy, działaliśmy w różnych grupach. Dużo spotykaliśmy się w gronie naszych rodzin. Pozwoliło to lepiej wzajemnie poznać swoich bliskich i relacje między nami.

Po trzech miesiącach oświadczyłem się Oldze. Od tego momentu przygotowania wskoczyły na „wyższy bieg”. W drodze powrotnej z zaręczyn ustaliliśmy termin ślubu. Miał być w lato i w święto maryjne. Wypadło na 15 sierpnia 2015 r.

Wielką pomocą w przygotowaniu do małżeństwa były Wieczory dla Zakochanych prowadzone w parafii św. Józefa w Toruniu. Pozwoliły mi one przemyśleć wiele fundamentalnych kwestii i porozmawiać z Olgą także o trudnych tematach, kiedy trzeba zdjąć różowe okulary i spojrzeć na siebie w prawdzie. Nie było to łatwe.

Staraliśmy się praktykować modlitwę narzeczeńską, taką prostą, własnymi słowami. Dzięki takiej modlitwie, możemy rozpoznawać to, co jest dla nas w danym momencie ważne, skoro mówimy o tym samemu Panu Bogu.

Czas przygotowań upłynął mi bardzo szybko. Mimo, że był może dość krótki, to wystarczający do tego, aby świadomie wypowiedzieć słowa przysięgi małżeńskiej i starać się wytrwać w niej aż do śmierci. Z Bożą pomocą.

OLGA: Przygotowanie do małżeństwa zaczęło się już od dzieciństwa. Obserwując moich rodziców i naszą rodzinę też chciałam mieć kiedyś męża i dzieci. Tak było długi czas. Miałam wiele sympatii, z którymi wyobrażałam sobie przyszłe małżeństwo.

Po skończonej relacji z chłopakiem na trzecim roku studiów, zaczęłam szukać na nowo swojej drogi. W skrócie: małżeństwo czy zakon. Na marginesie powiem, że nie szukałam wcale konkretnego zakonu, żaden mnie nie zachwycał, ani nie pociągał, a po głębszym rozważeniu okazało się, że wcale nie mam pragnienia pójścia do zakonu. Studia się kończyły, czas mijał, a odpowiedzi znikąd – myślałam, że objawi mi się jakieś nadnaturalne zjawisko, w którym poznam swoją dalszą drogę życiową.

Z pomocą i otrzeźwieniem przyszła moja starsza przyjaciółka – misjonarka świecka, która poleciła mi odciąć się od wcześniejszej relacji, to znaczy spalić wszystkie pamiątki po byłej sympatii. Faktycznie, poczułam ulgę, i od tego momentu wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Przypomniałam sobie o chłopaku, którego poznałam dwa miesiące wcześniej przy okazji granego wspólnie koncertu. Spodobał mi się wtedy. Miał na imię Mateusz. Jednocześnie, zbliżała się pierwsza sobota listopada i zawierzenie Niepokalanemu Sercu Maryi na Jasnej Górze. Za radą wcześniej wspomnianej przyjaciółki,postanowiłam zaprosić go na to wydarzenie. Ku mojemu zaskoczeniu, zgodził się. Pojechaliśmy. Doświadczyłam, że Matka Boża czyni cuda.

Wracając z Częstochowy, byłam po uszy zakochana w Mateuszu, a niedługo i on we mnie. Zaczęło się wzajemne poznawanie. Przede wszystkim dużo rzeczy robiliśmy razem. Ja prowadziłam Oazę Dzieci Bożych, więc odtąd prowadziliśmy ją razem. Mateusz śpiewał w scholi, więc mnie tam zaprosił. Dużo przebywaliśmy też ze swoimi rodzinami, zapraszaliśmy się nawzajem do swoich domów. Już w wigilię Bożego Narodzenia, po wieczerzy, rodzina Mateusza przyszła do mojej.

Zimą pojechaliśmy razem na narty z Ruchem Czystych Serc. Był to piękny czas spędzony razem i jednocześnie z innymi ludźmi. Oprócz wielu zalet, powychodziły też na jaw nasze słabości.

Modliliśmy się często modlitwą zawierzenia RCS. Było tam postanowienie, że nie będziemy współżyć aż do ślubu. I tak było. Nie było łatwo, szczególnie na tańcach, gdy sama sytuacja zbliżała, albo gdy zostawaliśmy sami. Ale wytrwaliśmy – i chwała Panu! Dużo też pomagały różne aktywności, o których pisałam, bo dzięki nim tak naprawdę było niewiele okazji, żeby zostać sam na sam. A po ślubie mieliśmy dla siebie piękny prezent.