W życiu chrześcijanina nie ma przypadków. To Bóg stawia na naszej drodze ludzi i posyła nas w konkretne miejsca, by przekazać nam swoje słowo i wolę oraz by doprowadzić nas, błądzących, do siebie.
Tak było również w naszym przypadku. W 2016 roku byliśmy małżeństwem z sześcioletnim stażem, mieliśmy za sobą 6 lat starań o potomstwo, kilka straconych na bardzo wczesnym etapie ciąż, setki wizyt u lekarzy, duże kwoty wydane na leczenie, miesiące nadziei i miesiące rozpaczy…
W Rzymie mieliśmy znajomego księdza, który kilka razy odprawiał w naszej intencji Mszę św. przy grobie św. Jana Pawła II. W czerwcu tego roku mieliśmy właśnie jechać w odwiedziny do tego księdza, a naszą intencją w sercach była modlitwa przy grobie św. JP II o dar poczęcia i urodzenia dziecka. Przy okazji chcieliśmy też zwiedzić Rzym i mieliśmy już zaplanowanych kilka dni i przygotowane przewodniki.
W niedzielę, 5 czerwca 2016 r. planowaliśmy po porannej Mszy św. odwiedzić kilka muzeów. Plany „pokrzyżował” nam znajomy ksiądz, który dzień przed naszym wylotem z Polski przesłał nam informację, że ma dla nas bilety na niedzielną Mszę św. na Placu św. Piotra, na której to odbędzie się kanonizacja bł. Stanisława Papczyńskiego. Słyszałam zapowiedzi tego wydarzenia w telewizji, ale nie przywiązywałam do tej informacji wagi. Gdy jednak dowiedziałam się, że będziemy na kanonizacji, przeczytałam kilka informacji o błogosławionym. W notatce, którą znalazłam w Internecie, nie było żadnej wzmianki o tym, że do błogosławionego modlono się również w sprawie potomstwa i w przypadku trudnych ciąż. Mimo to, będąc już na mszy kanonizacyjnej, oczywiście modliłam się do świętego o dar potomstwa. Dopiero po powrocie do domu głębiej wczytałam się w życiorys świętego i zaczęłam się systematycznie modlić o jego wstawiennictwo w tej najważniejszej dla mnie sprawie.
W Rzymie modliliśmy się również przy grobie św. Jana Pawła II. Czerwiec nie przyniósł nam upragnionej ciąży, ale chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu, zaczęłam czuć nadzieję, że będzie dobrze.
2 lipca 2016 r. byliśmy na Jasnej Górze, gdzie miała miejsce comiesięczna Msza święta z Aktem zawierzenia Niepokalanemu Sercu Maryi. O tej mszy i zawierzeniu również dowiedzieliśmy się „przypadkiem”. W ostatnich dniach czerwca byliśmy w Kalwarii Zebrzydowskiej, w celu zakupu wyposażenia do domu. I gdy tak zastanawialiśmy się nad kształtem i kolorem obicia krzeseł, podbiegła do mnie czteroletnia dziewczynka (wnuczka właścicieli sklepu, córka pana, który nam doradzał w czasie zakupów) i wręczyła mi obrazek z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej z wypisanym na odwrocie aktem zawierzenia. W rozmowie ojciec dziewczynki opowiedział nam o łaskach, jakie spływają na tych, którzy oddają się Maryi, również o łaskach, jakich doświadczyła jego rodzina i zapytał, czy mamy dzieci. Gdy usłyszał, że niestety borykamy się w tej kwestii z wieloma problemami stwierdził, że to nie był przypadek, iż jego córka wręczyła obrazek właśnie mnie i zachęcił nas do udania się na mszę św. z aktem zawierzenia. Tak też uczyniliśmy. Akurat pierwsza sobota miesiąca przypadała tydzień później.
Po tych wydarzeniach, w połowie lipca okazało się, że jestem w ciąży. Przez cały trudny i pełen lęku o dziecko okres 9 miesięcy modliłam się do św. Stanisława Papczyńskiego, do Jana Pawła II oraz codziennie powtarzałam akt zawierzenia Maryi. Byliśmy jeszcze kilka razy na mszy św. z aktem zawierzenia.
Obydwaj święci ( św. Stanisław i św. Jan Paweł II), odznaczający się szczególnym nabożeństwem do Matki Bożej oraz sama Maryja, której zawierzyliśmy, wstawiali się za nami i wyprosili dla nas tak długo oczekiwany cud. Owocem tych wydarzeń było nie tylko dziecko, ale również pogłębienie naszej relacji z Bogiem i ubogacenie praktyk religijnych.
Za to wszystko chwała Panu!
Ewelina